Monday, January 29, 2007

znalazłam to u jednego ziomala na fotologu i pozwole sobie użyć to tu...inspirujace troche a jak sie doda do tego nieodłaczną Ataxie....i powstaja takie emo teksty... dobre pewnie na zime:)...

Czas na odwyk...nie będzie łatwo, ale nikt nie obiecywał, że ma być..

Czas na mnie samą nastał dawno, ale nie wiedziałam z tego nic, pewnie nie było chęci widzieć,

Czas na ...sama nie wiem już na co...ja sama dla siebie tak mało ważna czasami....problem nie zniknie jak zmieni się temat albo odwróci wzrok....wszystko takie trudne...trup wlecze się za mną nieubłaganie, drugi siedzi w szafie...mam tego dosyć...przemocą jest skazywać nas czasem na ten świat...i teraz niech mi ktoś powie, że pro-life jest dobry....mord w oku, nóż zaczyna toczyć pieśń...

Odwyk, odwyk, przerwa, wakacje, grrrl power na afiszu, grany co dnia spektakl, monodram pewnie...szkoda czasu na nie Mnie, szkoda chwil, posłanych w pustkę z adresem nieznanym, szkoda, ze serce jest...czasem,

„miejsce dla kobiet” czytane dwa razy, może w końcu zainspiruje na tyle,

intelekt jedynym słusznym polem walki, walcz Mała, teraz! , już pora najwyższa!.

niemoc to za małe usprawiedliwienie, nauczysz się więcej, kolejny punkt odhaczysz, starych panien szeregi inspirujące znacząc.

Menstruacyjna proza najlepsza, jutro popłynie pewnie krew. . .pisząc mnie światłem kurewskiej płci, dymanie, chuj, dupa, cyce, chuj, chuj, chuj, chuj...pierdolone dylematy, skurwiałe myśli – won!

Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, 1,2,3,4,5,6...10...pora na ogarnięcia moment, przecież to nie koniec jeszcze, mojej opowieści, treści różne jeszcze przede mną...milion pomysłów, ideii, planów, marzeń, tych pięknych mózgu skażeń.

Nie ma litości dla chujowych gości - jak miałam przyjemność śpiewać dawno temu,

nie ma litości dla chujowych myśli i nie ma już litości dla chujowych treści też.

I raz i dwa znów swe życie idę wygrać ja. To już jak mantra....

Może razy sto będę musiała sobie to powtarzać aż zaskutkuje i wykiełkuje la lucha wolna...

Nie zaczadzona, spokojna, niezależna z własnym sercem w piersi, bijącym,

tętno dla mnie samej już tylko toczącym.

Czas na odwyk, zły dotyk to ta love wszędobylska aura..

Czas na mnie samą

Czas na...

....to też przez taka jedna mądrą pania..co to męczy ale zawsze inspirująco i słusznie pewnie ...

Friday, January 26, 2007

Saturday, January 13, 2007

its how princes on the stage making show,
usually we are more nice...dont be scared it's only music...



monster & lion

Saturday, January 06, 2007

dosyć, marudzenia, smucenia, syfienia swojej głowy.
pora na zmiane tematu, kierunek inny obieram,
w królewne nauki na jakis czas sie wciele role,
no finiszu gdy już tytuł królewski, naukowy, zdobede,
wyprawie bal, w kwiaty przestrzeń przybiore,
uśmiechać sie będe do bólu aż, ze szczęscia i ulgi,
bo ile można,
walczyć, podbijać, króżganki zdobywać,
systemem małych kroczków nie bede sie juz powstrzymywać,
wprawdzie jak pisze TO, czyli rymuje, podśpiewuje sobie czasem tu też,
zamiast terrorystce kolejnej, rozpisać cyrograf, i niemożliwy autograf,
zina przy okazji rozpisując,
powodując, przerwki miłej i małej czas,
sama siebie do walki zagrzewam, recznik podaje w noarożnik własny,
co po za schematy wystaje i wcele nie jest taki osamotniony i ciasny.
walcze, to chyba najlepsze określenie, na terminów goniących oblężenie,
promotor, niczym władca pasował mnie na rycerke, bym niczym z loży masońskiej swej
tajemniczej, spróbowała swych wyliczeń, dywagacji, inteligencji, mediacji teorii.
miecz ciąży niemiłosiernie, ale znów pora go podnieśc,
co by światło wpuścic,
do biblioteki świata, krytyką feministtyczną tysiąclecia mizoginni i patriarchatu odkupić,
najwyższy już czas, pora nastała, nie jestem pierwsza niewiastą masonerią sie feminolska
parającą, nie bede też ostatnią, co na łopatki chce rozłożyć niczym z matriksa matinią,
antropologie kultury, z mej natury wojowniczej i łobuzerskiej, bierze sie ta cała chec,
na słowną i wręcz, walke często z cieniem, stereotypem ukrytym,
żartem tylko, czy językiem bezsensownie użytym.
zatem ustawiam sie na start kolejny raz, tym razem ostatni, dosyć mam serca matni,
rozum zawsze był bardziej w cenie,
wieć niech to oblężenie bedzie kujońskie, masońskie,
po prostu moje i już nie takie niemożliwe.
takie me życzenie na dziś, realnie wreście prawdziwe.

Thursday, January 04, 2007

Ta historia nie ma jeszcze zakończenia, początek ledwo wszedł, a już mogę chyba napisać o tym smutną piosenkę, serce pękniete delikatnie, ego obniżyło swoje loty o pare pozimów gry. Następny etap nie pewny, tak , nie, nie, tak, tak, tak, nie, nie, nie nie nie...jebane odpowiedzi, których nie mogę sama wymyślić, jebani chłopcy, którzy nie potrafia wyrażać się jasno, i jebana ja, że się wkręciłam nie wiadomo, kiedy i jak. Kolejny rozdział, życia, kolejny level, zaliczam z niewiadoma ilością punków. Szkoda, ze nie można się nie zakochiwać, emo realizować w słowie, na strunach basu, czasu, a nic zawczasu nie zwali z nóg. Mogłabym w dziewczęciu się jakim chociaż wkońcu zauroczyć, ale niestety wedle kinseya i innych realizuje raczej hetero projekt człowiek, w tą na standardzie wedle niektórych podziałake się wpisuje. Szkoda. czasami.(27.12.06)



...jakoś trudno było mi to opublikować..na ogół sie nie cenzuruję a tu wraz z tym love slam-tekstem, pąs na twarzyczke wyjechał, rączka zasłoniła policzki a z ust padło "o nieee'", a dziś we śnie na domiar złego latałam...co nie zdarza i sie często ostatnio, a latanie...hmmmyyy...no wiadomo, nastolatko/pamietniczko/uroczy styl i temat. no i we śnie wszystko, było tak jak w holiwoodzkich produkcjach z meg rayan z dobrym zakończeniem...dis-lovers historii - pozytywny koniec... laluxxx...